poniedziałek, 1 grudnia 2014

2. Numbers: 367, 8, 5, 22, 30.



CZYTASZ=KOMENTUJESZ

c'mon jest sporo wejść, skomentujcie ludzie, proszę, to naprawdę niewiele zajmuję, chciałabym znać Waszą opinię, i wgl czy ktoś to czyta


Anabell Amy Thompson's POV


Podczas jazdy nie obyło się oczywiście bez kolejnych "wróć cała", "bądź ostrożna" itp. Po czterdziestu minutach ciągłego słuchania wywodów na temat co mogę, a czego nie, nareszcie się uwolniłam.
-No, mamo przykro mi ale niestety musimy zdążyć wylecieć przed zachodem słońca, więc musimy się rozstać. Kocham Cię, pa!- powiedziałam i pobiegłam w stronę samolotu nie dając jej czasu, by cokolwiek powiedziała. Pomyślisz, że to nie fajnie nie pożegnać się z mamą. Przytuliła mnie jeszcze z tysiąc razy zanim wsiadłyśmy do samochodu, więc śmiało mogę to uznać jako pożegnanie.

Kiedy już dotarłam do schodów przywitała mnie Marianne.
-Witam panienkę, przypominam o wyłączeniu telefonu przed startem i zapięciu pasów, zagłówek ma pani na pierwszym siedzeniu po prawej, łóżko jest zaścielone, czeka nas dłuuugi lot, jakieś jedenaście godzin, więc pozwoliłam sobie zabrać na pokład kilka fajnych książek, które powinny się panience spodobać.- powiedziała kobieta swoim profesjonalnym  tonem.
-Marianne, mów do mnie proszę po imieniu, jesteś starsza i czuję się dziwnie kiedy mówisz to "panienko".- żartobliwie zaakcentowałam ostatnie słowo siadając na jednym z foteli.
-W porządku Anabell.
-Dziękuję.

Rozłożyłam sobie wygodnie siedzenie, tak, abym mogła na nim leżeć. Uniosłam podnóżek, po czym wyciągnęłam z torebki słuchawki, włączyłam moją ulubioną playlistę. W międzyczasie Marianne przyniosła mi książki. Sięgnęłam po jedną z nich i zaczęłam czytać. Nie wiedząc kiedy, zasnęłam.

Obudziło mnie szturchanie w ramię, a następnie uprzejmy głos.
-Anabell, proszę wstań. Jesteśmy na miejscu.- te słowa natychmiast mnie rozbudziły. Rozpięłam pas, który swoją drogą ktoś musiał mi zapiąć, po czym podniosłam się i od razu zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
-Marii, proszę zamów mi taksówkę pod ten adres.- powiedziałam podając jej kartkę.
-Nie potrzebnie, Twoja mama Cię uprzedziła. Samochód już czeka, Ethan tylko zapakuje rzeczy do bagażnika i możesz ruszać. Kierowca dostał podwójną stawkę, aby pomógł Ci z rzeczami. Pani Thompson o wszystkim pomyślała.- oznajmiła, szeroko się uśmiechając.- A teraz pozwól, że otworzę drzwi. Musisz się odsunąć.

Czekałam, aż "wrota do szczęścia" się rozsuną i nareszcie będę mogła zacząć wakacje życia. Tuż po tym jak drzwi zostały otworzone poczułam naprawdę ciepły wiatr na swojej skórze, nie tego się spodziewałam, w Austrii powinien być on delikatnie chłodny, przy czym jest późny wieczór. Mam z geografii piątkę, więc wiem, że temperatura wieczorem nie wynosi więcej niż kilkanaście stopni, przeważnie jest to mniej niż 10. Zmieszana zwróciłam się do dziewczyny.
-Marii, czy my czasem nie pomyliliśmy lotu?
-Wszystko zgodnie ze wskazaniem pańskiej matki, szerokiej drogi Anabell.
-W takim razie, do zobaczenia 1. września.- odpowiedziałam wychodząc z samolotu z uśmiechem. Na dworze było ciepło, za ciepło. Może moje wyobrażenie byo zbyt drastyczne? Weszłam do samochodu, uprzejmie witając się z mężczyzną który miał mnie dowieść żywą na miejsce mojego pobytu. Po drodze przebytej w milczeniu, wyskoczyłam z samochodu jak poparzona. Złapałam za jedną z toreb i weszłam do Hotelu pod którym zaparkowaliśmy.
-Dobry wieczór.- przywitałam się podchodząc do recepcji.
-Witam panienkę, w czym mogę pomóc?
-Jestem jedną z obozowiczek, nazywam się Anabell Amy Thompson, proszę.- odparłam podając jej dowód tożsamości.
-W porządku, Twój pokój to 367- czwarte piętro, trzeci korytarz po prawej, nieparzyste liczby znjadują się po prawej stronie korytarza, mieszkasz z dwoma dziewczynami. Pobudka dziś o dziesiątej, abyście mogli wypocząc i zapoznać się z miejscem.- wytrajkotała jak maszyna, podając mi kartę magnetyczną od pokoju.
-Dziękuję uprzejmie.- zwróciłam się do kobiety.- Um, proszę pana, proszę za mną.- zawołałam do mojego kierowcy, dopiero teraz mogłam mu się przyjrzeć, siwe włosy, zdużo zmarszczek, ale nie wyglądał na więcej niż czterdzieścipięć, może piećdziesiąt lat. Na moje słowe ruszył za mną do windy, wcisnęłam 4, i wystrzeliliśmy w górę, drogę ponownie przstaliśmy w ciszy.

Po wyjściu z windy, udałam się według wskazówek do trzeciego korytarza z prawej. Drzwi z numerkiem 367 szukałam dobre dziesięć minut. W końcu je znalazłam, z westchnieniem przsunęłam kartą, na co drzwi się otworzyły, po czym je pchnęłam. Na wejściu zastałam dwie szeroko uśmechnięte dziewczyny, na oko w moim wieku.
-Cześć jestem Leah.
-A ja Zoe.- blondynki wyciągnęły do mnie dłonie, na co w tym samym czasie przybyłam im "żówika".
-Wybaczcie nie wiedziałam której z Was podać rękę pierwszej.- zaśmiałam się.- A tak w ogóle to jestem Amy, albo Anabell jak wolicie.
-Świadek koronny?- odezwała się jak mniemam Zoe.
-Co?- spytałam zdziwiona i lekko zszokowana, potem zaświtało mi o co jej chodzy.- Em, niee, to tylko moje drugie imię, mama nie mogła się zdecydować, myślała że to jej ostatnie dziecko.
-Okej, więc, cóż. Witaj we Florencji!- wykrzyknęła Leah.
-Też  się... . Gdzie do cholery?- wrzasnęłam totalnie zaskoczona, nie wierzę.
-Um, no we Florencji?- odpowiedziała trochę ciszej.
-Ja pierdole. Czy tu jest ukryta kamera?- jęknęłam siadając na łóżko.
-Coś nie tak?- spytała dziewczyna
-Nie mogę uwierzyć, że mi to zrobiła.- nagle wszytko stało się dla mnie jasne. Osobny lot, walizki zanisione na pokład beze mnie, zbyt ciepły klimat. Rzuciłam się do moich toreb, chcąc sprawdzić czy to rzeczywiście jej sprawka. Nie myliłam się. Z bagaży wyciągnęłam prawie same krótkie spodenki, topy, letnie buty, sukienki, koszulki, stroje kąpielowe, co najlepsze, prawie nic z tych rzeczy nie pochodziło z mojej szafy. Co za podstępna baba. Ona to wszystko zaplanowała. Przecież to nic nie zmieni, oddzielne wakacje, nie sprawią, że JA się zmienię. Do cholery. Czy rodzice nie mają zasranego obowiązku kochać swoje dzieci bezwarunkowo? Bez względu na wygląd, charakter czy cokolwiek innego? Nie mają jebanego obowiązku by je wspierać? Czy nie po to oni są? By akceptować je takie, jakie są? Myślę, że po to są. A nie, za wszelką cenę je próbować zmienić, nawet za tak wielką cenę, jaką jest zaufanie, które w tej chwili moja matka staciła, razem z szacunkiem. Dziewczyny stały nade mną, kiedy ja zanosiłam się płaczem, nie wiedzą co zrobić.
-Podacie mi proszę moją torebkę?- pociągnęłam nosem, wycierjąc rękawem bluzy oczy, by uzyskać choć trochę ostry obraz.
-Jasne.- powiedziały, po czym jedna z nich wręczyła mi do ręki dodatek.
Grzebałam w jej wnętrzu dopóki znalazłam mój telefon. Napisałam sms'a do mojej matki.

"Jak bardzo trzeba nienawidzieć, tego kim jest Twoje dziecko, by tak bardzo próbować odebrać mu to o czym marzyło? Podstępna... . Chyba wiesz co mam na myśli"


Nastęnie przeprosiłam moje współlokatorki, po czym wyszłam z pokoju. Zadzwoniłam do Devonne.

-Hej skarbie.- przywitała mnie ciepło przez słuchawkę.
-Cześć Dev.- odparłam bez entuzjazmu.
-Coś się stało?- spytała z troską.
-Moja matka się stała. Wyobraź sobie, że tak jakby mnie porwała.
-Amy, nie bardzo rozumiem co chcesz mi powiedzieć. 
-Otóż to, że moja kochana mamusia, podmieniła loty, jestem teraz we Florencji. 
-Jaja sobie robisz.- tchnęła z niedowierzaniem.
-Jakoś nie odczuwam potrzeby zmiany płci, ale dzięki, że pytasz. A tak na serio to nie Dev, nie mam najmniejszej ochoty na żarty, Boże, co za popieprzony los mnie spotkał. Co ja jej takiego zrobiłam.- jęknęłam sfrustrowana, po moich słowach trwayśmy chwilę w mileczniu, którą przerwała dziewczyna po drugiej stronie. 
-Ams, a Twoja karta kredytowa? Możesz kupić bilet i przylecieć tutaj. - zastanawiałam się chwilę nad tym co powiedziała, po czym odparłam.
- Gdyby nie to, że nie można już wykypywać pobytu na obozie, i to, że zapewne zablokowała moje karty, spodziewająć się tego, że chcę uciec, byłaby to bardzo dobra propozycja słońce. Niestety przy sobie nie mam kilkunastu tysięcy dolarów.- powiedziałam czując, że znowu chce mi się płakać.
-Devonne, kończę, musze się przespać, to za dużo jak dla mnie.
-Okej, ja też kładę się spać. Dobranoc, nie martw się tym tak, może będzie fajnie.
-Wątpie, ale dzięki. Dobranoc.
Rozłaczyłam się, a następnie wróciłam do pokoju. Nie było mnie 15 minut, a one śpią. Zaczęłam szukać pidżamy, kiedy dostałam sms'a. Od niej.

"Skarbie, robię to, bo Cię kocham. Pozwól sobie spróbować różnych dróg."

Aghh, czy ja nie mogę sama wybierać czego chcę. Postanowiłam jej nie odpowiadać. Z wszystkim co mi potrzebne udałam się do łazienki. Po długim prysznicu i innych łazienkowych sprawach wskoczyłam pod kołdrę. Lężąć uroniłam kilka łez. Chciałam być tylko szczęśliwa.

Rano obudzili nas trenerzy, bynajmniej tak się przedstawili  Powiedzieli, że będą hartować w nas- ducha zabawy i radości. Powodzenia. Kazali się nam stawić za dwadzieścia minut na śniadaniu, po czym zatrasznęli drzwi i wyszli.

-Dziewczyny, jak bardzo ciepło jest na dworze?- spytałam, trąc oczy. Tak bardzo nienawidzę wstawać z łóżka. W dodatku w miejscu w którym nie chciałam być.
-Jakieś 22*C, a jest dopiero dziesiąta, więc zakładam, że po południu będzie około 30*C odpowiedziała Leah patrząc na termometr za oknem.
-Usmażymy się tu jak placki.- stęknęłam.
Wygramoliłam się z łóżka, następnie sięgnęłam do kosmetyczki po krem do maskarę i lusterko. Po wykonaniu mojego bardzo profesjonalnego makijażu składającego się z nałożenia tuszu do rzęs, zaczęłam szukać czegoś do ubrania. Kolejny  problem. Moja mama doskonale wie, że nienawidze odsłaniać ciała, w dodatki przed obcymi ludzmi. Jak udało mi się zauważyć, zdaję się, że zapomniała o tym pakując mnie. To nie tak, że nienawidzę swojego ciała, po prostu zdaję sobię sprawę, że mam wiele niedoskonałości i wad. Z tego powodu zapisałam się na fitness trzy lata temu. Nie wiele to pomogło, ale i tak czuję się lepiej. Ubierając letnie rzeczy, świadomie wsytawiamy się na ocenę naszego ciała, a mi nie bardzo podoba się pomysł świecenia tyłkiem. Wybrałam więc nie tak krótkie spodenki i białą, luźną bluzkę, oraz brązowe sandały z paskiem na kostce. Kiedy dziewczyny były gotowe zjechałyśmy windą na drugie piętro, gdzie znajdował się bufet. Zgodnie ze wskazówkami które zawiesili w windzie, wszyscy ustawili się w rząd. Po chwili uszłyszeliśmy gwizdek, po którym wszyscy ucichli. Chryste, czy ona mnie zapisała do wojska?

-Szanowna młodzieży, nazywam się Owen i jestem jednym z Waszych opiekunów. Przysłuchajcie się uwaznie, po śniadaniu, ruszycie do swoich pokoi, spakójecie do plecaków rzeczy potrzebne Wam na dwa dni, na łóżkach każdy znajdzie taki sam plecak, namiot oraz karteczkę z imionami osób z którymi będziecie tworzyć zespół. Macie na to wszystko godzinę.- każde słowo usłyszłam głośno i wyaźnie dzięki jego niesamowicie donośnym krzykom. Facet miał niezłe struny głosowe. Wyobraźcie sobie jak bardzo się cieszyłam, że będziemy spać pod namiotami, cholera wie gdzie. Mój entuzjazm robił się coraz więszy. Ta. Razem z Zoe i Leah'ą udałyśmy się do stolika dla pięciu osób, póki co dziewczyny nie mają zamiaru pytac mnie o wczorajszą sytuację, więc jestem szczęśliwa. Po kilku minutach dosiadły się do nas Sarah i Adelaine. Ta ostatnia wydaję się być trochę wredna, ale da się znieść, miałam do czynienia z gorszymi, więc nic mnie nie rusza. Do jedzenia wzięłam sobie zwykłe tosty z serem i szynką oraz pomidorki koktajlowe. Do picia dostalismy sok pomarańczowy. Po skończonym śniadaniu udałyśmy się czym prędzej do pokoju. Z kosmetyczki zabrałam mleczko do demakijażu oraz sczoteczkę. Po umyciu zębów postanowiłam, że zmyję oczy, będziemy na dworze, więc spodziewam się trudnych warunków. Daj mi Boże cierpliwość, tylko błagam nie siłę bo coś rozpierdolę- zacytowałam w głowie mój ulubiony tekst. Do plecaka włożyłam bieliznę, dosyć skąpą jak na mój gust, widzę, że mamuśka chce zrobić ze mnie dziwkę. Wrzuciłam do środka również trzy koszulki, dwie pary spodenek oraz trampki i skarpetki, do jednej z kieszeń schowałam telefon. Złapałam za namiot oraz kartkę na nim leżącą. Rozłożyłam ją, modląć się bym była z kimś kogo znam. Kiedy była już otwarta zaczęłam czytać:


GRUPA NR 8

Adam McLean
Annabel Amy Thompson
Joel Bloom 
Justin Bieber

Świetnie.
                                                                                                                                        
#NIESPRAWDZONY

Jak się podoba? Komentujcie, proszę. Zapraszam na ask'a, FB, twittera. W tym tygodniu pojawi się shot, a od przysłego tygodnia zacznie działać notka.

Do Austrii leci się tyle samo co do Włoch(do Florencji), ponieważ obowiązuje ta sama strefa czasowa, więc nijak nie mogła zczaić gdzie leci.
*- to moje stopnie hahha XD


7 komentarzy:

  1. omg idealne! kiedy ona spotka jusa no?:D nie moge sie doczekac nastepnego!!
    @wmedlasy

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogólnie spoko, fajny pomysł i styl pisania. Ale mogłabyś je sprawdzać, zanim dodasz rozdział, czasami zdanie nie ma sensu, bo np.pomylisz słowo. Raczej lepiej poczekać ten dzień dłużej, niż zastanawiać się o co chodzi. :) oczywiście, będę czytać :3

    OdpowiedzUsuń
  3. jej szkoda tylko że takie krótkie :((
    Ale Mimo wszystko kurewsko zaczyna mi się podobać i nam nadzieję że doprowadzisz to FF do końca(żebyś nie zawieszala, albo kończyła bo nie masz pomysłów czy weny) Pozdrawiam do następnego :)))) :******

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej kochana! Znalazłam ten blog dziś... Muszę przyznać, że jest świetny! :3 Powiem szczerze - Nie słucham Justina Biebera, ani nie jestem jego fanką. Ale to nie jest tak, że go nie lubię. Nic do niego nie mam. mimo wszystko jestem strasznie ciekawa tej historii! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! :) Życzę weny!
    A i jeszcze jedno... Co myślisz o spamach?? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na aska po odpowiedzi. Zrobił się paskudny, tzw SPAM. Usuwam wcześniejsze odpowiedzi.

      Usuń