wtorek, 30 grudnia 2014

3. Little.

Z góry przepraszam za tak długą przerwę. Święta mnie pochłonęły niesamowicie. Byłby wcześniej gdybym sobie zapisywała pomysły. Moja wena jak to ona przychodzi nocą, a że jestem niesamowicie leniwa, nie zapisałam sobie sceny na którą miałam świetny pomysł, rano jak zwykle obudziłam się z pustką i musiałam wymyślić coś. Miłego czytania.



CZYTASZ=KOMENTUJESZ


Anabell Amy Thompson's POV

Wymarzony team, ehe. Nic bardziej mylnego. Trzech tryskających testosteronem facetów, i ja. Jak nic jesteśmy zgubieni. Robiąc znak krzyża chwyciłam za klamkę od pokoju i stamtąd wyszłam. W windzie spotkałam się z kilkoma dziewczynami, jedna z nich miała na imię Sophie, kolejna Sarah, Elaine i bodajże Christine. Wszystkie wydawały się być... w porządku. Wychodząc na hol zauważyłam tablice z numerami grup.1.....2.....3....4.....5....6....7..... O! Moja 8. Jestem pierwsza, ha! A mówią, że dziewczynom dłużej zajmuje szykowanie, gówno prawda. Stanęłam w wyznaczonym miejscu i czekałam na resztę. Po chwili w moim kierunku zmierzało trzech chłopaków, patrzyli się na mnie jak na jakieś mięso, niestety chłopcy jestem lesbijką, wasze muskuły nie robią na mnie wrażenia. Jak przykro.

-Hej.- odezwała się równocześnie cała trójka, uśmiechając się.
-Cześć.- podałam im rękę. - Jest..- nie zdążyłam dokończyć, kiedy mi przerwali.
-Wiemy, jesteś jedyną dziewczyną tutaj, chyba że ktoś chce nam coś powiedzieć.- powiedział brunet spoglądając na resztę. Stara się być zabawny, jest żenujący, nie zawsze mamy to czego chcemy.
-Tak, nieważne. Skoro wiecie kim jestem, to z łaski swojej, przedstawicie mi się?- może wyszło trochę zbyt sukowato?
-Jestem Justin.- pierwszy od prawej przepchał się przez koegów i wciasnął mi swoją dłoń, puszczając oczko, na co przewróciłam oczami.
-Miło poznać.
-Adam, moja droga.- pociągnął po czym pocałował wierzch mojej dłoni, jak tandetnie.
-Również mi miło.- gadam, jak moja babcia.
-Joel, nie wiem co dodać.- szczery, już go lubię, choć jego ruchy są trochę zniewieściałe. Uśmiechnęłam się.
-Fajnie.- w tej chwili mnie również zabrakło słów, nienawidzę pierwszych momentów poznawania ludzi, to takie krępujące.
-Myślę, że damy radę współpracować, a przy tym się nie pozabijać?- spytałam resztę grupy, niestety nie uzyskałam odpowiedzi, gdyż przerwał mi megafon.
-Drodzy obozowicze, z racji, że zabrakło nam namiotów, w jednym muszą spać dwie osoby, przepraszamy za utrudnienia, zerwijcie kartkę z numerkiem i ją odwróćcie, dalej musicie sobie radzić sami, spotykamy się za trzy dni.- okej, cofam to co powiedziałam. Teraz mam nadzieję, że któryś z nich umrze, ugryziony przez włoskie robale. Nie czekając na żaden głupi komentarz oderwałam kartkę. Okazało się, że do niej przyczepiona jest koperta. Rozerwałam ją, po czym zaczęłam czytać.


"Skoro dorwaliście się do koperty, nie wiele trudniejsze będzie znalezienie itemów(tak sądzimy). Potrzebne Wam są trzy, niestety każdy z nich jest gdzie indziej. Nigdy nie wiecie ile osób będzie Wam potrzebne do zadania, więc lepiej się nie rozdzielajcie. Na zewnątrz stoją segway'e dla każdego(w razie zgubienia wciśnijcie czerwony guzik, znajdujący się po środku), na odwrocie tej kartki macie wyznaczone kolejno punkty do których musicie się udać, a także doklejoną mapę okolicy, która pomoże je znaleźć. Powodzenia.

PS: Każda grupa ma inne cele."


-O kurwa.- wymsknęło mi się.- Jesteśmy totalnie zgubieni, nie znam się na mapie.- pokręciłam z niedowierzaniem głową.
-Jakbyś nie zauważyła nie jesteś tu sama, byłem kiedyś harcerzem, więc orientuję się w tych gównach.- stwierdził dumnie Adam. Och, nasz bohaterze, słyszysz ten sarkazm?
-Pozwól.- powiedział zabierając mi kartkę z rąk. Cała reszta czekała w milczeniu, aż ten się odezwie.
-Okej, wiem gdzie jechać, trzymajcie się mnie.- dobry Boże, za jakie grzechy. Po jego słowach usłyszałam "zadufany dupek" z ust szatyna o imieniu Justin.
-Nic innego nam nie zostało.- skomentowałam.
*************************************************************

**około 40 minut później**

Adam ogłosił postój, mówiąc, że musi się upewnić, że dobrze jedziemy. Zeszłam z segway'a, a następnie podeszłam do chłopaka, ten znowu trzymał mapę i próbował się odnaleźć. Po chwili wpatrywania zauważyłam coś, co wyprowadziło mnie z równowagi, przez co trzepnęłam go w tył głowy. Buzowało we mnie.

-Ej! Za co to?
-Ty idioto! Trzymasz mapę do góry nogami. Kurwa, czy Ty zamieniłeś się mózgiem z mułem? Ja pierdole, z kim ja jestem w grupie.- nie dość, że podniósł moje ciśnienie, które i tak jest wysokie z powodu całej tej durnej szopki z matką, to jeszcze... po prostu brak mi słów. Pozostała dwójka jęknęła w niedowierzaniu. Jakim idiotom trzeba być? Błagam niech mi ktoś powie.
-Oddawaj to.- warknął Joel i wyszarpał Adamowi plan miasta.- Teraz ja się tym zajmę.- można było wyczuć w tym zdaniu wywyższanie się.
-O nie, nie, nie. WY DWAJ na pewno nie będziecie się tym parać, co to to nie. Oddawajcie to gnojki.- wtrącił się Justin, po czym wyszarpał im mapę.
Joel i Adam zaczęli rzucać uwagi i głupie komentarze odnośnie zachowania szatyna.
-Może ja bym...- nie skończyłam nawet zdania.
-ZAMKNIJCIE się do cholery! Próbuję się skupić.- nie spodziewałam się takiego wybuchu, z zaskoczenia odskoczyłam lekko do tylu.
-Sorry.- wymamrotałam po cichu i oddaliłam się od chłopaków. Bezczelne dupki, mam już ich dość. Mówiłam. Testosteron i ja nie idą w parze. To nie fair, oni cały czas gadali, a mi się dostało. Czuję się trochę jak w szkole, koleżanki za mną gadają, a to ja dostaję opieprz i uwagę. Phf. Wszędzie mnie traktują jak dziecko, nawet na tym zasranym obozie. Turlałam stopą kamyczka, kiedy jeden z nich mnie zawołał. Nawet nie dostałam informacji na temat tego ile będziemy jechać, z resztą nie dostałam żadnych. Nie mając chęci zaczynać rozmowy, ponownie odpaliłam pojazd i ruszyłam za resztą.


Jakimś cudem trafiliśmy na miejsce. Można było to łatwo stwierdzić, był tam ogromny, niebieski "X", a wokół niego kilka balonów. Podchodząc bliżej, zauważyliśmy tabliczkę. Było na niej napisane. "Pęknijcie balon z numerem Waszej grupy". Jak nakazali- tak uczyniliśmy. Justin podiósł kartkę i przeczytał na głos.
-Podążajcie za pomarańczowymi strzałkami, zaprowadzą Was one na polanę. Segway'e pozostawcie w sklepie obok, byśmy mogli je naładować. Gdzieś wśród jej traw i kwiatów jest ukryty jeden item. Zanim go znajdziecie na pewno będzie późno, rozbijcie tam obóz. Na miejscu czeka na Was równieź mini-lodówka z jedzeniem, radzimy rozpalić ognisko. Do następnego punktu ruszycie jutro.- po chwili dodał.- No, to będzie ciekawie.
-Kto to do cholery wymyślał?- spytałam nie oczekując odpowiedzi. Reszta moich towarzyszy tylko się zaśmiała z mojego przejęcia sytuacją. Nie wiem jak oni, ale ja bym wolała spokojne się umyć i wyspać w wygodnym łóżku bez robali. Aż mnie zadrżałam na samą myśl, fuj.
-Lepiej chodźmy, nie wiadomo ile zajmie nam szukanie tego czegoś.- zaśmiał się blondyn.
-Racja.- przytaknął Joel.
Po pieszej wycieczce która doprowadziła nas do celu stanęliśmy jak wryci.
-Ja... . -zaczęłam.
-Pierdole... .- ciągnął Justin.
-Ale... .- przytrzymał Adam.
-Chaszcze.- skończył Joel.
-Nigdy tego nie znajdziemy, zostaniemy tu na zawsze, a potem umrzemy.- palnęłam spanikowana.
-Nie bój nic mała, jakoś to znajdziemy.- powiedział szatyn, zarzucając mi rękę na ramię.
-Za.Bierz.Tą. Łapę.- wysyczałam do chłopaka.
-Łoo, nie musisz się tak burzyć mała.
-Przestań.- warknęłam.
-Przestań- co?.- spytał nie wiedząc o co mi chodzi.
-Nazywać mnie małą, jeśli masz to robić, to w ogóle nic do mnie nie mów.
-Matko, komuś się majtki wrzynają w dupę.- powiedział chichrając się głupio, kiedy reszta się nam przyglądała, tak dupki, weźcie jeszcze popcorn, macie miejsca w pierwszym rzędzie.
-Pieprz się gnojku.- okej, może moja reakcja była leciiuuuuuutko przesadzona, ale to on zaczął.
-Ejejejejejej, spokój ludzie. Nie musicie się żreć. Rozumiem, że nie jesteście szczęśiwy z powodu czołgania się po ogromnej trawie, żeby tylko zrobić jakieś głupie zadanie, ale hej! Musimy współpracować, inaczej nic nie zrobimy. A teraz dzieciaczki- pogódźcie się.
                                                                                                                               
Tak, niesamowicie krótki, wiem. Miałam w planach dłuższy, ale stwierdziłam, że taki jeden mega-krótki nie zaszkodzi. Następny będzie szybciej i zdecydowanie dłuższy. Obiecuję na mały paluszek. ZAPRASZAM na ASKA, FB, TT i do zapisywania się w zakładce informowani, zostawiajcie tam komentarze z kontaktem.
















poniedziałek, 29 grudnia 2014

PROLOG


PROLOG

Justin w tej historii nie jest sławny i nie należy do gangu.

Moja matka sprawia wrażenie, że nienawidzi mnie za to, że jestem lesbijką, najlepszym dowodem jest jakże zaskakujące miejsce moich wakacji. Przez cały rok szkolny wykonywałam najgłupsze czynności domowe, byłam traktowana jak niewolnica, tylko po to, żeby trzymać mnie jak najdalej Devonne. Unieszczęśliwia mnie uszczęśliwiając siebie. Miałam jechać do Norwegii, miałyśmy jechać razem, zacieśnić naszą kruchą i świeżą więź, miało się spełnić moje największe marzenie, moja mama stwierdziła, że lepiej będzie gdy wybiorę się na wycieczkę dookoła świata. Chcę, żebym zobaczyła jak to jest być 24/7 wśród facetów, bym jednak przełamała się i zobaczyła, że nie wszystko jest białe albo czarne. To co zdarzyło się w przeszłości raz na zawsze sprawiło, że trzymam się od nich najchętniej z daleka. Raz na zawsze przekonało mnie, że żaden z nich nie jest wart zaufania. Raz na zawsze zniszczyło we mnie nadzieję na królewicza. Raz na całe życie pokazało jak mylący mogą być te skurwysyny. Wyzbyłam się czucia jakichkolwiek emocji do płci przeciwnej, udało mi się to, udało mi się osiągnąć coś co jest najbardziej bezpieczną dla mnie opcją… przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki moje serce zaczęło wypierać zdrowy rozsądek, a karmelowe oczy nie upiły mnie.- Anabell


Dać sobie spokój, czy dalej się męczyć? Te dziwki zamiotły pod dywan moje wszystkie nadzieję na stały związek. Bardziej pasował mi układ, kiedy byłem wolnym strzelcem, był zdecydowanie prostszy. Od szesnastego roku życia moje życie towarzyskie było jak z bajki. Laski same pchały mi się w ramiona, prosiły bym je wziął, oddawały mi się, a potem chwaliły koleżankom. Po trzech latach tego pięknego szaleństwa zaczęło mnie to męczyć. Przez ostatnie pół roku próbowałem z czterema. Diane, Mariss, Vienn, Patricia. Wszystkie mnie zrobiły… w konia- ładnie mówiąc. Albo zależało im na pieniądzach, albo nie chciały niczego na dłużej bo: „żyły, żeby czuć to życie, a nie ograniczać się do jednego faceta”. Jestem mężczyzno, ale też mam uczucia, każde odrzucenie bolało. Może nie wybierałem odpowiednich dziewczyn, ale próbowałem, nikt nie powiedział mi jak szukać. Chciałem poczuć wreszcie to uczucie, którym tak zachwycali się wszyscy moi znajomi. Każdy mówił, że to już ten czas. Pierwsze poważne relacje. Moja mama ostatniego weekendu powiedziała do mnie: „Nic na siłę, jeśli coś ma być- to będzie, nie próbuj się zakochać na siłę, bo nigdy tego nie osiągniesz, poczekaj, może to nie Twój czas, to uczucie jest zbyt unikatowe, by je wymuszać, jest zbyt głębokie, by od razu się do niego dostać. Przyjdzie w najmniej oczekiwanym momencie, tylko miej oczy szeroko otwarte, by nie przegapić tego.” Tak więc postanowiłem. Jadę wyluzować się. Ruszam w podróż dookoła świata, którą organizuje mój ojciec.- Justin

You’ve got me feeling EMOTIONS.

                                                                                                                                        
A więc powstał prolog, postanowiłam napisać taki prawdziwy prolog, żeby zachęcić do czytania, żeby łatwiej mi było go promować. Zmieniłam nazwę wcześniejszego "prologu". ;) do jutra.
      




poniedziałek, 1 grudnia 2014

2. Numbers: 367, 8, 5, 22, 30.



CZYTASZ=KOMENTUJESZ

c'mon jest sporo wejść, skomentujcie ludzie, proszę, to naprawdę niewiele zajmuję, chciałabym znać Waszą opinię, i wgl czy ktoś to czyta


Anabell Amy Thompson's POV


Podczas jazdy nie obyło się oczywiście bez kolejnych "wróć cała", "bądź ostrożna" itp. Po czterdziestu minutach ciągłego słuchania wywodów na temat co mogę, a czego nie, nareszcie się uwolniłam.
-No, mamo przykro mi ale niestety musimy zdążyć wylecieć przed zachodem słońca, więc musimy się rozstać. Kocham Cię, pa!- powiedziałam i pobiegłam w stronę samolotu nie dając jej czasu, by cokolwiek powiedziała. Pomyślisz, że to nie fajnie nie pożegnać się z mamą. Przytuliła mnie jeszcze z tysiąc razy zanim wsiadłyśmy do samochodu, więc śmiało mogę to uznać jako pożegnanie.

Kiedy już dotarłam do schodów przywitała mnie Marianne.
-Witam panienkę, przypominam o wyłączeniu telefonu przed startem i zapięciu pasów, zagłówek ma pani na pierwszym siedzeniu po prawej, łóżko jest zaścielone, czeka nas dłuuugi lot, jakieś jedenaście godzin, więc pozwoliłam sobie zabrać na pokład kilka fajnych książek, które powinny się panience spodobać.- powiedziała kobieta swoim profesjonalnym  tonem.
-Marianne, mów do mnie proszę po imieniu, jesteś starsza i czuję się dziwnie kiedy mówisz to "panienko".- żartobliwie zaakcentowałam ostatnie słowo siadając na jednym z foteli.
-W porządku Anabell.
-Dziękuję.

Rozłożyłam sobie wygodnie siedzenie, tak, abym mogła na nim leżeć. Uniosłam podnóżek, po czym wyciągnęłam z torebki słuchawki, włączyłam moją ulubioną playlistę. W międzyczasie Marianne przyniosła mi książki. Sięgnęłam po jedną z nich i zaczęłam czytać. Nie wiedząc kiedy, zasnęłam.

Obudziło mnie szturchanie w ramię, a następnie uprzejmy głos.
-Anabell, proszę wstań. Jesteśmy na miejscu.- te słowa natychmiast mnie rozbudziły. Rozpięłam pas, który swoją drogą ktoś musiał mi zapiąć, po czym podniosłam się i od razu zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
-Marii, proszę zamów mi taksówkę pod ten adres.- powiedziałam podając jej kartkę.
-Nie potrzebnie, Twoja mama Cię uprzedziła. Samochód już czeka, Ethan tylko zapakuje rzeczy do bagażnika i możesz ruszać. Kierowca dostał podwójną stawkę, aby pomógł Ci z rzeczami. Pani Thompson o wszystkim pomyślała.- oznajmiła, szeroko się uśmiechając.- A teraz pozwól, że otworzę drzwi. Musisz się odsunąć.

Czekałam, aż "wrota do szczęścia" się rozsuną i nareszcie będę mogła zacząć wakacje życia. Tuż po tym jak drzwi zostały otworzone poczułam naprawdę ciepły wiatr na swojej skórze, nie tego się spodziewałam, w Austrii powinien być on delikatnie chłodny, przy czym jest późny wieczór. Mam z geografii piątkę, więc wiem, że temperatura wieczorem nie wynosi więcej niż kilkanaście stopni, przeważnie jest to mniej niż 10. Zmieszana zwróciłam się do dziewczyny.
-Marii, czy my czasem nie pomyliliśmy lotu?
-Wszystko zgodnie ze wskazaniem pańskiej matki, szerokiej drogi Anabell.
-W takim razie, do zobaczenia 1. września.- odpowiedziałam wychodząc z samolotu z uśmiechem. Na dworze było ciepło, za ciepło. Może moje wyobrażenie byo zbyt drastyczne? Weszłam do samochodu, uprzejmie witając się z mężczyzną który miał mnie dowieść żywą na miejsce mojego pobytu. Po drodze przebytej w milczeniu, wyskoczyłam z samochodu jak poparzona. Złapałam za jedną z toreb i weszłam do Hotelu pod którym zaparkowaliśmy.
-Dobry wieczór.- przywitałam się podchodząc do recepcji.
-Witam panienkę, w czym mogę pomóc?
-Jestem jedną z obozowiczek, nazywam się Anabell Amy Thompson, proszę.- odparłam podając jej dowód tożsamości.
-W porządku, Twój pokój to 367- czwarte piętro, trzeci korytarz po prawej, nieparzyste liczby znjadują się po prawej stronie korytarza, mieszkasz z dwoma dziewczynami. Pobudka dziś o dziesiątej, abyście mogli wypocząc i zapoznać się z miejscem.- wytrajkotała jak maszyna, podając mi kartę magnetyczną od pokoju.
-Dziękuję uprzejmie.- zwróciłam się do kobiety.- Um, proszę pana, proszę za mną.- zawołałam do mojego kierowcy, dopiero teraz mogłam mu się przyjrzeć, siwe włosy, zdużo zmarszczek, ale nie wyglądał na więcej niż czterdzieścipięć, może piećdziesiąt lat. Na moje słowe ruszył za mną do windy, wcisnęłam 4, i wystrzeliliśmy w górę, drogę ponownie przstaliśmy w ciszy.

Po wyjściu z windy, udałam się według wskazówek do trzeciego korytarza z prawej. Drzwi z numerkiem 367 szukałam dobre dziesięć minut. W końcu je znalazłam, z westchnieniem przsunęłam kartą, na co drzwi się otworzyły, po czym je pchnęłam. Na wejściu zastałam dwie szeroko uśmechnięte dziewczyny, na oko w moim wieku.
-Cześć jestem Leah.
-A ja Zoe.- blondynki wyciągnęły do mnie dłonie, na co w tym samym czasie przybyłam im "żówika".
-Wybaczcie nie wiedziałam której z Was podać rękę pierwszej.- zaśmiałam się.- A tak w ogóle to jestem Amy, albo Anabell jak wolicie.
-Świadek koronny?- odezwała się jak mniemam Zoe.
-Co?- spytałam zdziwiona i lekko zszokowana, potem zaświtało mi o co jej chodzy.- Em, niee, to tylko moje drugie imię, mama nie mogła się zdecydować, myślała że to jej ostatnie dziecko.
-Okej, więc, cóż. Witaj we Florencji!- wykrzyknęła Leah.
-Też  się... . Gdzie do cholery?- wrzasnęłam totalnie zaskoczona, nie wierzę.
-Um, no we Florencji?- odpowiedziała trochę ciszej.
-Ja pierdole. Czy tu jest ukryta kamera?- jęknęłam siadając na łóżko.
-Coś nie tak?- spytała dziewczyna
-Nie mogę uwierzyć, że mi to zrobiła.- nagle wszytko stało się dla mnie jasne. Osobny lot, walizki zanisione na pokład beze mnie, zbyt ciepły klimat. Rzuciłam się do moich toreb, chcąc sprawdzić czy to rzeczywiście jej sprawka. Nie myliłam się. Z bagaży wyciągnęłam prawie same krótkie spodenki, topy, letnie buty, sukienki, koszulki, stroje kąpielowe, co najlepsze, prawie nic z tych rzeczy nie pochodziło z mojej szafy. Co za podstępna baba. Ona to wszystko zaplanowała. Przecież to nic nie zmieni, oddzielne wakacje, nie sprawią, że JA się zmienię. Do cholery. Czy rodzice nie mają zasranego obowiązku kochać swoje dzieci bezwarunkowo? Bez względu na wygląd, charakter czy cokolwiek innego? Nie mają jebanego obowiązku by je wspierać? Czy nie po to oni są? By akceptować je takie, jakie są? Myślę, że po to są. A nie, za wszelką cenę je próbować zmienić, nawet za tak wielką cenę, jaką jest zaufanie, które w tej chwili moja matka staciła, razem z szacunkiem. Dziewczyny stały nade mną, kiedy ja zanosiłam się płaczem, nie wiedzą co zrobić.
-Podacie mi proszę moją torebkę?- pociągnęłam nosem, wycierjąc rękawem bluzy oczy, by uzyskać choć trochę ostry obraz.
-Jasne.- powiedziały, po czym jedna z nich wręczyła mi do ręki dodatek.
Grzebałam w jej wnętrzu dopóki znalazłam mój telefon. Napisałam sms'a do mojej matki.

"Jak bardzo trzeba nienawidzieć, tego kim jest Twoje dziecko, by tak bardzo próbować odebrać mu to o czym marzyło? Podstępna... . Chyba wiesz co mam na myśli"


Nastęnie przeprosiłam moje współlokatorki, po czym wyszłam z pokoju. Zadzwoniłam do Devonne.

-Hej skarbie.- przywitała mnie ciepło przez słuchawkę.
-Cześć Dev.- odparłam bez entuzjazmu.
-Coś się stało?- spytała z troską.
-Moja matka się stała. Wyobraź sobie, że tak jakby mnie porwała.
-Amy, nie bardzo rozumiem co chcesz mi powiedzieć. 
-Otóż to, że moja kochana mamusia, podmieniła loty, jestem teraz we Florencji. 
-Jaja sobie robisz.- tchnęła z niedowierzaniem.
-Jakoś nie odczuwam potrzeby zmiany płci, ale dzięki, że pytasz. A tak na serio to nie Dev, nie mam najmniejszej ochoty na żarty, Boże, co za popieprzony los mnie spotkał. Co ja jej takiego zrobiłam.- jęknęłam sfrustrowana, po moich słowach trwayśmy chwilę w mileczniu, którą przerwała dziewczyna po drugiej stronie. 
-Ams, a Twoja karta kredytowa? Możesz kupić bilet i przylecieć tutaj. - zastanawiałam się chwilę nad tym co powiedziała, po czym odparłam.
- Gdyby nie to, że nie można już wykypywać pobytu na obozie, i to, że zapewne zablokowała moje karty, spodziewająć się tego, że chcę uciec, byłaby to bardzo dobra propozycja słońce. Niestety przy sobie nie mam kilkunastu tysięcy dolarów.- powiedziałam czując, że znowu chce mi się płakać.
-Devonne, kończę, musze się przespać, to za dużo jak dla mnie.
-Okej, ja też kładę się spać. Dobranoc, nie martw się tym tak, może będzie fajnie.
-Wątpie, ale dzięki. Dobranoc.
Rozłaczyłam się, a następnie wróciłam do pokoju. Nie było mnie 15 minut, a one śpią. Zaczęłam szukać pidżamy, kiedy dostałam sms'a. Od niej.

"Skarbie, robię to, bo Cię kocham. Pozwól sobie spróbować różnych dróg."

Aghh, czy ja nie mogę sama wybierać czego chcę. Postanowiłam jej nie odpowiadać. Z wszystkim co mi potrzebne udałam się do łazienki. Po długim prysznicu i innych łazienkowych sprawach wskoczyłam pod kołdrę. Lężąć uroniłam kilka łez. Chciałam być tylko szczęśliwa.

Rano obudzili nas trenerzy, bynajmniej tak się przedstawili  Powiedzieli, że będą hartować w nas- ducha zabawy i radości. Powodzenia. Kazali się nam stawić za dwadzieścia minut na śniadaniu, po czym zatrasznęli drzwi i wyszli.

-Dziewczyny, jak bardzo ciepło jest na dworze?- spytałam, trąc oczy. Tak bardzo nienawidzę wstawać z łóżka. W dodatku w miejscu w którym nie chciałam być.
-Jakieś 22*C, a jest dopiero dziesiąta, więc zakładam, że po południu będzie około 30*C odpowiedziała Leah patrząc na termometr za oknem.
-Usmażymy się tu jak placki.- stęknęłam.
Wygramoliłam się z łóżka, następnie sięgnęłam do kosmetyczki po krem do maskarę i lusterko. Po wykonaniu mojego bardzo profesjonalnego makijażu składającego się z nałożenia tuszu do rzęs, zaczęłam szukać czegoś do ubrania. Kolejny  problem. Moja mama doskonale wie, że nienawidze odsłaniać ciała, w dodatki przed obcymi ludzmi. Jak udało mi się zauważyć, zdaję się, że zapomniała o tym pakując mnie. To nie tak, że nienawidzę swojego ciała, po prostu zdaję sobię sprawę, że mam wiele niedoskonałości i wad. Z tego powodu zapisałam się na fitness trzy lata temu. Nie wiele to pomogło, ale i tak czuję się lepiej. Ubierając letnie rzeczy, świadomie wsytawiamy się na ocenę naszego ciała, a mi nie bardzo podoba się pomysł świecenia tyłkiem. Wybrałam więc nie tak krótkie spodenki i białą, luźną bluzkę, oraz brązowe sandały z paskiem na kostce. Kiedy dziewczyny były gotowe zjechałyśmy windą na drugie piętro, gdzie znajdował się bufet. Zgodnie ze wskazówkami które zawiesili w windzie, wszyscy ustawili się w rząd. Po chwili uszłyszeliśmy gwizdek, po którym wszyscy ucichli. Chryste, czy ona mnie zapisała do wojska?

-Szanowna młodzieży, nazywam się Owen i jestem jednym z Waszych opiekunów. Przysłuchajcie się uwaznie, po śniadaniu, ruszycie do swoich pokoi, spakójecie do plecaków rzeczy potrzebne Wam na dwa dni, na łóżkach każdy znajdzie taki sam plecak, namiot oraz karteczkę z imionami osób z którymi będziecie tworzyć zespół. Macie na to wszystko godzinę.- każde słowo usłyszłam głośno i wyaźnie dzięki jego niesamowicie donośnym krzykom. Facet miał niezłe struny głosowe. Wyobraźcie sobie jak bardzo się cieszyłam, że będziemy spać pod namiotami, cholera wie gdzie. Mój entuzjazm robił się coraz więszy. Ta. Razem z Zoe i Leah'ą udałyśmy się do stolika dla pięciu osób, póki co dziewczyny nie mają zamiaru pytac mnie o wczorajszą sytuację, więc jestem szczęśliwa. Po kilku minutach dosiadły się do nas Sarah i Adelaine. Ta ostatnia wydaję się być trochę wredna, ale da się znieść, miałam do czynienia z gorszymi, więc nic mnie nie rusza. Do jedzenia wzięłam sobie zwykłe tosty z serem i szynką oraz pomidorki koktajlowe. Do picia dostalismy sok pomarańczowy. Po skończonym śniadaniu udałyśmy się czym prędzej do pokoju. Z kosmetyczki zabrałam mleczko do demakijażu oraz sczoteczkę. Po umyciu zębów postanowiłam, że zmyję oczy, będziemy na dworze, więc spodziewam się trudnych warunków. Daj mi Boże cierpliwość, tylko błagam nie siłę bo coś rozpierdolę- zacytowałam w głowie mój ulubiony tekst. Do plecaka włożyłam bieliznę, dosyć skąpą jak na mój gust, widzę, że mamuśka chce zrobić ze mnie dziwkę. Wrzuciłam do środka również trzy koszulki, dwie pary spodenek oraz trampki i skarpetki, do jednej z kieszeń schowałam telefon. Złapałam za namiot oraz kartkę na nim leżącą. Rozłożyłam ją, modląć się bym była z kimś kogo znam. Kiedy była już otwarta zaczęłam czytać:


GRUPA NR 8

Adam McLean
Annabel Amy Thompson
Joel Bloom 
Justin Bieber

Świetnie.
                                                                                                                                        
#NIESPRAWDZONY

Jak się podoba? Komentujcie, proszę. Zapraszam na ask'a, FB, twittera. W tym tygodniu pojawi się shot, a od przysłego tygodnia zacznie działać notka.

Do Austrii leci się tyle samo co do Włoch(do Florencji), ponieważ obowiązuje ta sama strefa czasowa, więc nijak nie mogła zczaić gdzie leci.
*- to moje stopnie hahha XD